Ene due rabe, połknął bocian żabę

Od dawna szukałam własnej przestrzeni tułając się, można przecież troszkę przejaskrawić tę opowieść, prawda? 😊, po różnych miejscach domu aż po kąty winnicy. Przestawiałam, przenosiłam rzeczy tam i z powrotem, projektowałam w głowie i na papierze i cały czas coś było nie tak. Tu książki, tam maszyna do szycia, tu sznurki makramowe, tam ramka tkacka i książki (żeby nie było, od razu mówię, że maszynę i ramkę po prostu mam, posiadam, ale nic ponadto, na razie!).   

I nagle, jak za pomocą czarów i na pewno tej magii, o której mówi niejeden film i książka otwieram oczy i jest. I mam. Swój pokój. Wzruszona i wdzięczna wyję (a dziś jest piątek, 23 lutego 2024 r.).

Cieszę się jak dziecko, dosłownie, bo jako dziecko, zawsze, ale to zawsze swój pokój miałam. Miałam  ten komfort, że rodzice posiadali 5 pokoi i kuchnię w bloku wojskowym. I w efekcie tak przechodnio, najpierw byłam w pokoju koło kuchni, potem jako starsze dziecko, w zasadzie nastolatka, w pokoju oddalonym nieco od kuchni (czytaj: od mamy😊), na końcu zawładnęłam już zupełnie odległą, zaciszną częścią mieszkania, a dokładnie kilkoma metrami kwadratowymi. Ale jakie to były metry! Miałam swój (tj. po siostrach) tapczan, regał młodzieżowy z otwieranym blatem jakby barkiem (ktoś pamięta to?), żeby rozłożyć, gdy trzeba było się uczyć (tam trzymało się książki), dwa fotele niskie, już nieco zapadnięte w siedziskach ale nakryte narzutami, które rytualnie trzeba było trzepać co sobotę, okrągły drewniany stoliczek, cudną fototapetę z lasem i strumykiem (hit po prostu!) no i proszę państwa telewizor prywatny. To znaczy telewizorek, czarno biały, taka miniaturka, no ale ile dawała wolności. Wolności takiej, że mogłam sobie, gdy wszyscy już poszli spać, oglądać w nocy. I to była taka wolność w umyśle, bo chyba, o ile pamięć mnie nie myli, nigdy z tej możliwości oglądania w nocy nie skorzystałam, bo zawsze chciało mi się spać. Grunt, że mogłam, jakby co! Myślę, że nikt nigdy na widok pokoju nie powiedział, że „tu jest jakby luksusowo Marian”, ale dla mnie było.

No i dziś, Jezuuu, jakie to uczucie. Se siedzę na swojej leżance z materacem, i piszę. I znowu, luksusowo pewnie tu nie jest, marmurów nie ma (ufff) ale cudownie przytulnie. No boooooosko jest. I tak, po mojemu. Właśnie tak. Tu powstanie moja pierwsza uszyta rzecz, i pierwsza utkana i obiecuję, że je pokażę. A co!

Skąd pomysł na szycie i skąd chęć tkania? To materiał na kolejne podejście.

Podobne wpisy

9 komentarzy

  1. Zawsze marzyłem o własnym pokoju, bo w dzieciństwie był go brak… wlasny Pokój to mała i delikatna strefa wokół siebie. Akceptowanie i kochanie siebie takim jakim się jest. Akceptowanie pozytywnych ludzi oraz izolowanie ludzi fałszywych..?

    1. Tak, to własna przestrzeń i można wpuszczać kogo się chce. Lub stawiać granice. Jak w codzienności. Jednak pokój chyba łatwiej zamknąć lub zamknąć się w pokoju, prawda?

        1. Yhy, blisko, coraz bliżej! Maszyna się nadal kurzy, ale to już ostatni kurz…Chyba. Dam znak! 🙂

  2. Sylwia zostalem twoim fanem.Juz się nie mogę doczekać następnego odcinka. Twoją tapetą w pokoju super……zwala z nóg. Masz dobry gust w pisowni , którą lubie.Pozdrawiam

    1. Jarek, ja jestem Twoją fanką również! A kto był najlepszym handlarzem na rynku? 🙂 Dziękuję Ci za te słowa, baaardzo! Bardziej niż bardzo!

  3. Jak nie luksusowo, jak luksusowo! Jeszcze paluszki i jazda 😁

    Sylwia, czekam na kolejną część ♥️ super się to czyta 😊

    1. Póki co paluszki są w winoroślach, na cięciu ale….. tak naprawdę to tylko wymówka. Będę się uczyć i koniec! Dziękuję baardzo za te słowa Agata 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *